sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XLI


 

" Oh, right. You are crazy mofos"

*Perspektywa Niall'a*

- O której mam tą sesje na siłowni ? Dzwoniąc do Mark'a mojego i chłopców prywatnego trenera, siedziałem na kanapie o bok Lou i Lux. Szczerze mówiąc chciałem wszystko rzucić i jak najszybciej ująć dłoń Kate w swoje. Oblizując wargi spojrzałem na zegar wiszący na białej ścianie. Jest już 12:30, a  samolot mam o 17:45, więc jest jeszcze troszkę czasu. Muszę się spakować i odreagować w jakiś sposób, ale to graniczy z cudem ! Jestem rozdarty emocjonalnie, czuje się, jak nieudacznik. Przepełnia mnie uczucie porażki; ponieważ nic nie zrobiłem nawet jej nie goniłem i nie nalegałem, aby mnie  wysłuchała i poczucia winy; bo jednak ja do tego doprowadziłem, moja pieprzona duma! A teraz wszyscy cierpią, włącznie z Kate. Teraz już nie ma odwrotu mam obowiązek być przy Kate dzień i  noc, nie dlatego, że czuję się winny, a dlatego, że kocham ją nad życie!
- Niall ! W słuchawce usłyszałem donośny głos mężczyzny, który automatycznie rozproszył moje myśli. 
- Jestem..zamyśliłem się. Stwierdziłem bez emocji. Mam dość pokazywania, jak bardzo jestem słaby. 
- Za jakieś 35 minut przyjdź to poćwiczymy. Mark powiedział wahając się. 
- Okey. Bez entuzjazmu przyjąłem wiadomość i się rozłączyłem. Położyłem nogi na szklanym stoliku, który był postawiony na białym puchowym dywanie przed czarna kanapą. Bez celowo patrzyłem w ścianę, czułem się jakby nic innego nie było tylko właśnie ten jeden śnieżno biały punkt. Idiotyczne. 
- Chcesz pogadać? Zwróciła się do mnie Lou. Zawsze była opiekuńcza, pewnie to ze względu  na to, że jest matką, przynajmniej tak uważam. Czułem, że wreszcie muszę powiedzieć komuś o tym jak bardzo nie mogę sobie poradzić. Wiem są chłopcy, ale może z jakiegoś powodu Lou będzie lepsza w doradzeniu? Harry i tak już ma wiele spraw na głowię, jak na przykład: martwienie się o Nicole i pocieszanie jej. Liam martwi się o swój związek z Dani i  o Kate. Louis martwi się  o moja dziewczynę i swoja mamę, ponieważ odezwał się do niej biologiczny ojciec Loui'ego. Zayn wspiera mnie i również boi się o stan zdrowia Kate. Więc tak naprawdę to nie jest kwestia tego, że im nie ufam co jest kompletnym kłamstwem, bo sa jak moi bracia i wiedza o wszystkim co myślę, ale teraz nie chce ich dobijać. 
- Chyba nie jest. Przerywając cisze, spojrzałem na Lou, która najwidoczniej była zdezorientowana. Może sądziła, ze jej nie słyszałem?
- To nie twoja wina. Odezwała się, masując moje rękę, która bezwładnie opadła na kanapę. 
- Nie moja?! A czyja?! To ja jej nie zatrzymałem, Lou. Czułem jak moje oczy sie szklą, jeszcze nigdy nie czułem sie tak dziwnie, jak od tego tygodnia. 
- Ale to nie znaczy, ze ty doprowadziłeś ja do takiego stanu.  Dziewczyna uśmiechnęła sie, a Lux posadziła na swoich kolanach. Obydwie zaczęły sie bawić nawzajem swoimi palcami. Są słodkie. 
- Nie mam pojęcia co mogę zrobić, czuje się winny. Stwierdziłem, wstając z kanapy. Gardło zacisnęło sie, tworząc nie wielka gulkę. Nie rozumiem samego siebie. 
- Powinieneś zastanowić się czy na pewno masz jakiekolwiek powody, żeby obwiniać siebie o to wszystko.  Skąd wiesz co powiedziała Amelia..Kate ? Powiedziała dosyć poważnie. - Zresztą  możliwe jest to, że ja okłamała i Kat sądziła,  że to coś poważnego. Dodała, wstając z kanapy razem ze swoją córką. Była troszkę zdenerwowana. Zaraz..Amelia rozmawiała z Kate?!
- Lou? Zapytałem podejrzliwie. Jedynie się odwróciła. Poprawiła Lux na swoich rekach i spojrzała na podłogę. - Czy ty nie chcesz mi czegoś powiedzieć ? Spytałem. Furia we mnie wzrastała, ale nie chciałem się wkurzyć na nią. Czułem się trochę, jakby znów ktoś ukrywał jakąś tajemnice przede mną. 
- N-nie, nie..znaczy - przerwała na moment, jakby się nad czymś zastanawiała. - T-tak 
c-chcę, bo  j-ja ją widziałam z Amelią i jakaś drugą dziewczyną. Nie wierze, po prosu nie wierze. Od razu chwyciłem z telefon, który leżał na komodzie.
-C-co..co ty robisz ? Zmartwiona, posadziła na ziemi Lux, a sama podeszła do mnie wyrywając mi telefon. 
- Nie widać ? - zadrwiłem -  Chce wyjaśnić sprawy z Amelią ! Krzyknąłem pełen rozżalenia, bo właśnie wychodzi na to, że to nie tylko moja wina. 
- Nie TERAZ, Niall. Włożyła mój telefon do swojej kieszeni dżinsów.

*Perspektywa Nicole* 

- Kawa czy napój ? Zwróciłam się z uśmiechem na twarzy do kobiety, która właśnie zamawiała swój dzisiejszy jak to nazwała " lunch". Byłam zmęczona już tą sztucznością na mojej twarzy, cały czas miałam pokazywać, jaka to dziś szczęśliwa jestem. Jest wtorek i nasza zmiana znaczy, mówiąc " nasza " czyli miałam na myśli moja i tylko moja, ponieważ Kate jest w szpitalu, więc muszę na dwóch stanowiskach pracować, bo przecież każdy musi mnie udupić. Ponoć nie było nikogo kto mógłby zastąpić moją przyjaciółkę. Jasne, dziwnym trafem kochana (sarkazm) Emi była rano w kawiarni...super co nie ?!
- Po proszę kawę. Z gracją odpowiedziała. Była  raczej koło 30, dosyć wysoka i naprawdę bardzo szczupła nic dziwnego, że ma taką figurę, jak jedynie kawa to jej lunch. Z twarzy kogoś mi przypominała, ale nie miałam pojęcia któż to mógł być. Wiem, że na pewno nie jakąś dawną znajomą, bo za stara (Ah tak wiem, nie powinnam dyskryminować ludzi ze względu na wiek) 
Delikatna & aksamitna,  Łagodna & wyważona, Mocna& pełna. Po patrzyłam na kobietę od niechcenia i wróciłam wzrokiem do naszej kart z menu. Bezsensu to zamawianie tej pani, ale nie mogłam przestać się zastanawiać skąd ją znam. 
- Łagodna & wyważona- stwierdziła z lekką nutką irytacji- Breakfast Blend. Nie mogła od razu ?! Oh good, ja tu muszę czytać to gówno, a ona nagle sobie przypomniał co chce...świetnie. Jak wrócę do mieszkania chłopców, będę musiała się porządnie wyspać, bo za chwile komuś przywalę....cud, że ta kobieta jeszcze jest cała, nie to, że już jej nie lubię, ale działa mi na nerwy tą swoją "amnezją",  a później zamawia konkretną kawę. Frustruje mnie myśl, że mam tu stać jeszcze dwie godziny....Ja chcę to wielkie, miękkie łóżko Harrego ! I przy okazji jego w nim. Uśmiechnęłam się na samą myśli jego osoby, bez koszuli....Nicole klientka. Czasem jestem wdzięczna, że jest ten głos w mojej głowię, co umie mnie wyprowadzić z zamyślenia. 
- Dziękuję, za złożenie zamówienia, zaraz pani podam. Jak najbardziej sztuczny posłałam jej uśmiech...to znaczy miał być prawdziwy. Jestem nie znośna...potrzebuję snu. 

Wchodząc na zaplecze, rozglądałam się za ustronnym miejscu, gdzie bym mogła chociaż trochę odpocząć, na szczęście udało mi sie wepchnąć zamówienie tej kobiety Alice, która z miłą chęcią zajęła się nim. (Jestem nie dobrym człowiekiem powieście mnie za to. Przynajmniej szef tak by zrobił) . Dzisiejsi klienci przytłaczają mnie, każde słowo jest dla mnie jak jakaś kara czy coś. Wyprali ze mnie wszelka ilość sympatii, która jeszcze była rano, na wykładach. "Uczelnia "- westchnęłam, a głowę oparłam o lodówkę, stojącą za mną. - właściwie to powinnam, jakoś oznajmić, że Kate jest w szpitalu, ale żaden lekarz nie chce mi takiego zaświadczenia dać! Co z tymi lekarzami ?! Ja się pytam.  

Ding, ding, ding. 

Telefon za wibrował w moim zielonym fartuszku z logiem Starbucks'a. Nie miałam pojęcia czy odebrać lub później oddzwonić do osoby, która chce ze mną się skontaktować  ale biorąc pod uwagę  to ze podałam szpitalowi swój numer, jakby coś sie stało to chyba nie mam wyjścia, najwyżej mnie wywalą z pracy. Zapomniałam...Emi do tego nie dopuści, ponieważ wtedy by straciła możliwość kontrolowania naszego wolnego czasu.  Wyjęłam telefon, a następnie nacisnęłam na zielona słuchawkę. 

-Jak mój skarb ? Po drugiej stronie usłyszałam ten słodki chichot, którego miałam Przyjemność słuchać codziennie rano, gdy się budziłam. 
- Harry? Jestem w kawiarni, znaczy w pracy. Z nutką smutku powiedziałam, a następnie wyszłam  na świeże powietrze, tylnymi drzwiami budynku, pojawiając się na niewielkim tarasie. Było tam nawet przytulnie dookoła był żywopłot, który zasłaniał widok na ulice, która znajdowała się za nim. Stolik i trzy krzesła stały w prawym rogu po lewej stronie o bok krzewów i kilku kwiatków w brązowawych donicach. A centralnie przede mną stała ławka. Od razu uznałam, że to będzie najodpowiedniejsze miejsce, aby trochę odpocząć słuchając jego głosu. Zawsze ta chrypka sprawia, że mam gęsią skórkę i kilka set motyli w dole brzucha, gdy cały dzień jestem z Harrym czuję lekkie zażenowanie, że jego głos może sprawić takie emocje u mnie. 
- Kochanie, a kto inny, jak nie ja? Z zamyślenia wydostał mnie mój kochany, słodki i mega przystojny chłopak. Jakby to usłyszał, zaczął by się droczyć, że na pewno nie jest słodki. Uśmiechnęłam sie przywołując wspomnienie. 
- Nie spojrzałam kto dzwoni. Wyjaśniłam, czerwieniąc się. Dobrze, że mnie nie widzi. Poklepałam sie mentalnie w ramię. 
- Jesteś skołowana, kochanie. - Za pewne  się uśmiechnął - Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz ? Uhum a teraz zmarszczył czoło. Czy ja tak dobrze, go znam ?! 
- Jest okey, ale bardzo tęsknie. Stwierdziłam z żalem w głosie. 
- I ja również, ale myślę, że niedługo się spotkamy, skarbie. Najwidoczniej był zadowolony z siebie, że oznajmił mi taką, a  nie inną wiadomość. 
- Co masz na myśli ? Pełna ciekawości zapytałam, po czym poprawiłam sobie wolna ręką włosy. 
-Zobaczysz, a teraz wracaj do pracy. Śmiejąc sie wypowiedział każde słowa tak wolną, że chyba wszyscy by mogli go zrozumieć.
- No dobra. Jęknęłam i rozłączyłam się. Wkładając telefon do kieszonki, kierowałam się do środka budynku. 

* Perspektywa Kate*

Czuje, że umieram. Jestem na skraju wzgórza, które kończy sie stromym urwiskiem. Ciemność walczy z jasnością. 

Jasny blask nie umożliwiał mi otworzenie oczu, mrugałam nimi kilka razy, gdy w końcu przyzwyczaiłam się do blasku białego światła  jakie mnie otaczało.  Przecierając oczy, podniosłam się na tyle, aby oprzeć się o oparcie łóżka. Czułam lekki ból głowy i ręki. Gdzie ja jestem ?! - szepnęłam do siebie, histerycznie mrużąc oczami, nic nie było ostre, a rozmyte .
-Gdzie ja do cholery jestem ! Łkałam próbując przypomnieć sobie, co się stało, ale próbować mogłabym milion lat, a nadal bym nie wiedziała. Ból głowy się nasilił, gdy tylko opuściłam głowę. Bałam się tak bardzo, nie miałam pojęcia, gdzie jestem i czemu zbyt dobrze nie widzę. Ponowie położyłam się na poduszce, zamknęłam oczy i modliłam sie, aby następnym razem widzieć już wszystko dokładnie. Łzy spływały mi po policzkach, na białą pościel, a łkanie było co raz głośniejsze. Chciałam wszystko naprawić, wrócić do tamtego dnia i zostać przy Niall'u. 
- O boże, Kate ! Nagle usłyszałam jakiś krzyk, a następnie trzask drzwi (?) przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Kim jesteś ? Wrzeszczałam, gdy czyjeś ręce dotknęły mojego ramienia. Nie otworzyłam oczu , aby zobaczyć kto to jest, bo strasznie sie bałam. Z moich oczu wypływało coraz  więcej łez. 
- To ja Nicole, Kate. Rozżalony głos dziewczyny dobiegł do moich uszu. Wcale nie byłam pewna, czy to ona. Czy, aż tak źle jest ze mną ?!
- Odejdź, to nie ty ! Krzyknęłam jak najbardziej pewna siebie. Lecz czy na prawdę byłam ? 
- Proszę Cię..to ja Nicole Higgins twoja przyjaciółka. Była zrezygnowana czułam, że niedługo i ona będzie płakać. Otwierając jedno oko, ujrzałam sylwetkę dziewczyny, która stała tyłem do mnie i opierała czoło o ścianę. Następnie już mniej zdenerwowana otworzyłam drugie oko. Widziałam wszystko , po prostu wszystko !
- Widzę, Nicole ja widzę ! Entuzjastycznie skierowałam się to Niki, która odwróciła się natychmiastowo była zdezorientowana i zapłakana. 
- K-kate? Jest dobrze? Zwróciła się do mnie nie pewnie  Usiadła na  plastikowym krześle kolo mnie, a jej ręka spoczęła na mojej. 
- Widzę rozumiesz ?! Spojrzałam na nią uśmiechnięta. 
-A czemu masz nie widzieć ? Zapytała, patrząc na mnie, jakby szukała jakieś wady w mojej twarzy, ciele. 
- Bo j-ja..się o-obudziłam i wszystko było rozmazane. Płaczliwym tonem zwróciłam sie do niej. 
- Cii. Uciszyła mnie, a następnie siadając na skraju łóżka przyciągnęła do siebie. - Będzie dobrze, to chwilowe, a teraz widzisz już, prawda ? Zaniepokojona mówiła w moje ramię ledwo co ja słyszałam. 
- Nie chciałam, aby tak wyszło, j-ja przepraszam, Nicole. Odsunęłam się i spojrzałam w jej zapłakane i podpuchnięte oczy. 
- Kate daj spokój ważne, że się obudziłaś tylko to się teraz liczy !  Uśmiechnęła się lekko, jednak czułam, że coś jest nie tak. Właściwie to coś jest dobrze ?! Po pierwsze mam rękę w gipsie, po drugie boli mnie niemiłosiernie głowa, po trzecie spieprzyłam sprawę z Niall'em

***

*Perspektywa Nciole* 




Strój Niki w szpitalu 
Kate niedawno zasnęła, a ja za bardzo nie miałam pojęcia co mam robić  więc wymknęłam się na korytarz, aby powiadomić chłopców o tej dobrej nowinie. 
 Aż trzy tygodnie była w śpiączce i musiała akurat, przebudzić się, gdy mnie nie było ?! Wiem nie powinnam narzekać.
 Tak się cieszę ! Przyłożyłam telefon do ucha czekając az ktoś odbierze odwróciłam się  w stronę wejścia  na piętro, gdzie znajdowała się sala Rain. Zmarłam, gdy ujrzałam... 










__________________

Przepraszam zawaliłam rozdział :/ 

Przepraszam za błędy.

Czytasz = Proszę komentuj

Komentarze sa dla mnie ważne, ponieważ, wiem, że komuś podoba się to co tworze :) 
Jeśli ktoś chcę zareklamować swojego bloga, oczywiście, że ma prawo do tego, jednak jeśli chce, żebym ja skomentowała jego rozdziały to chyba wypada, aby on zrobił również to samo pod moim postem, prawda ? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz